piątek, 1 lutego 2013

Jayden Atteberry

Jayden Atteberry
Ciałem lat 21; duchem – 360.

Gdybym miała jakieś uczucia, właśnie w tej chwili miałabym dreszcze.

            Przedstawiam państwu Jayden Atteberry. Wspaniały okaz, czyż nie? Ktoś mógłby uznać ją za niepozorną oraz niewinną dziewczynkę. No dobrze, nikogo nie będę winić za tą pomyłkę. Bo przecież tak słodkie stworzenie o nieskazitelnie błękitnych oczętach, o pełnych ustach wygiętych w ślicznym uśmiechu oraz nieprzeciętną urodą nie może być groźne. Dobrze jednak nie dać zwieść się pozorom i nie kierować się tą logiką. To może być niebezpieczne, a może nawet zgubne.


Ruda nie lubi opowiadać o swoich dotychczasowych poczynaniach. Nie zwierza się. Raczej nie ufa obcym ludziom. Ba, ona nie jest w stanie nawet zaufać tym, których zna od dłuższego czasu. Śmiało nazwać można tego typu zachowanie instynktem samozachowawczym. Przez ostatnie pięćset lat miała okazję przekonać się, że dosłownie nikomu nie można ufać. Wszyscy kłamią. Raz otworzysz na kogoś swoje serce, a natychmiast tego pożałujesz. Nie oznacza to jednak, iż nie można zdobyć zaufania ze strony Jay. Można. To jednak jest kwestią dni, miesięcy, czasem nawet lat. A kiedy się uda zyskać jej przyjaźń, nigdy się tego nie pożałuje. Jayden jest w stanie oddać swoje długowieczne życie za tych, których kocha i darzy szacunkiem. Walczyć będzie o nich do ostatniego tchnienia. Chociaż w przypadku wampira trzeba podejść do tego określenia z lekkim dystansem.

Gdybym miała jakieś uczucia, właśnie w tej chwili miałabym dreszcze.

Nie lubi być lekceważona. Wygląd dwudziestolatki jeszcze o niczym nie świadczy, a ludzie uwielbiają oceniać innych po okładce. Jest mądra, aczkolwiek zgrywanie głupiutkiej jest bardziej na rękę. Nikt nie zadaje wtedy kłopotliwych pytań. Jeśli jednak już padną, to należy spodziewać się skomplikowanych odpowiedzi oraz długich wywodów. Nie obnosi się ze swoim pochodzeniem. Ludzi nie okalecza. No chyba, że w obronie własnej. Krew zwierząt nie jest wcale taka zła. Po jakimś czasie można się przyzwyczaić.


Nienawiść wymaga dużo energii. A ja oszczędzam swoją na wszystkie dobre rzeczy, które mnie czekają.

            Jak na nocną istotę przystało, Jayden kręci się w okolicy dopiero po zachodzie słońca. W ciągu dnia zazwyczaj czuje się senna, a słońce mimo wszystko nie wpływa dobrze na jej organizm mimo, iż posiada krucze pióro. Uwielbia odwiedzać kluby i bawić się wśród ludzi. Przez tych kilka chwil może zyskać chociaż namiastkę człowieczeństwa, które zostało jej bezpowrotnie odebrane. 

Miła kiedy trzeba. Lubi się uśmiechać. Pewna siebie. Wygadana. Wyszczekana. Lubi się dobrze zabawić. Niebezpieczna kiedy trzeba. Umie zadbać o siebie. Dobry słuchacz. Szybko się nudzi. Dobra zabawa nadaje sens jej życiu. Nocami zwiedza miasto. Kocha parki. Łatwo ją zdenerwować. Trudno się uspokaja.  Bywa wrażliwa. Ucieka od odpowiedzialności. Niby wyprana z uczuć.

Coś jeszcze?
Nie. Ja już nic więcej nie powiem.
Jay, twoja kolej... 
__________________________
Bry. Przyznam, że karta mi średnio wyszła, ale jeszcze ją z czasem dopracuję. Spragniona wątków, o które ładnie Was proszę. 
Wizerunku użyczyła Deborah Ann Woll.

7 komentarzy:

Brooke Anderson pisze...

Witaj w Nowym Orleanie!
[Wątek? Zapraszam. O, i tak na marginesie - pamiętaj, że większość Nowoorleańczyków nie wie nic o żyjących tu wampirach, wilkołakach itd. :]

Aileen

Scoobert pisze...

[ Siemka. To może wątek? Z tym, że ogóle nie mogę znaleźć żadnego punktu zaczepienia, jejciu...
Może Ty coś pomożesz? :D]

Scooby pisze...

[ Hm. Mimo że Scooby przeprowadził się bardziej do centrum, to to i tak nie wiele zmienia, bo jego ciotka nadal mieszka w starym domu na obrzeżach Nowego Orleanu. Więc on mógłby tam być, pomagać jej, kosić trawę, czy jakiegoś psa wyprowadzać, co za różnica. No i wtedy mógłby gdzieś tam poznać Jayden, albo i znać ją nawet wcześniej, czy coś tam :d Byłoby OK?]

Scooby pisze...

[ To uznajmy, że Scooby zna Jayden tak z widzenia, czy coś.]

Bardzo często zdarzało mu się przyjeżdżać do ukochanej cioci, bo była właściwie jego jedyną rodziną w tym kraju. Wszystkich znajomych i ważnych dla siebie ludzi zostawił przecież za oceanem. Ale cóż. Tym razem też odwiedził Christinę, która mieszkała w tym samym domu, w którym Scooby niegdyś przebywał. Był weekend, miał wolne, więc pojechał na dwa dni, by spędzić razem trochę czasu i przy okazji pomóc w domu i ogrodzie. Zaraz po sobotnim obiedzie postanowił skosić trawnik przed domem, bo źdźbła zaczynały już sięgać zbyt wysoko. Pogoda była niezła. Wytargał z garażu kosiarkę, zarzucił na głowę czapkę z daszkiem i zaczął swoje ogrodowe porządki.

Scooby pisze...

Koszenie tego trawnika do najprostszych nie należało, bo nie dość, że nierówna ziemia, to jeszcze pełno kamieni i śmieci się walało. Skandal. Akurat wyłączył na chwilę sprzęt i zbierał co większe kamyki i mini głazy narzutowe, by móc dalej bawić się w ogrodnika, gdy usłyszał czyiś głos.
- Cześć - rzucił, podnosząc się z trawy i otrzepując kolana.- Bo wiesz, dużo pracy mam, a teraz postanowiłem się w weekend poopierdalać - roześmiał się, podchodząc bliżej.

Scooby pisze...

Roześmiał się, wycierając ręce o czarne spodnie. Mokre kamienie są brudne. Cóż za odkrycie, Scooby.
- Znaczy... nie, w sumie to nie jest ani trochę odprężające, ale... - przerwał na chwilę, rozglądają się wokół. Ach, nie, przecież ciotka pojechała na zakupy...- No wiesz, lubię moją ciocię, ale ileż można gadać o jej kotach - pokręcił głową z lekkim rozbawieniem.

Scooby pisze...

Podparł się łokciem o rączkę kosiarki, jakby był w jakimś podrzędnym barze.
- Mrożonej herbaty? - zagadnął radośnie, choć starał się, by zabrzmiało to jak ton szeryfa w saloonie.- Zawsze - odpowiedział w końcu i stanął już normalnie, nie robiąc z siebie kretyna.- Tylko dokończę jeszcze ten kawałek, bo ktoś pomyśli, że kręgi w trawie UFO zostawiło - dodał jeszcze ze śmiechem, wskazując palcem nieskoszony fragment zieleni.