wtorek, 1 stycznia 2013





 Urodzona szesnastego października tysiąc dziewięćset osiemdziesiątego piątego w Nowym Orelanie i do końca pozostając jedyną przedstawicielką płci pięknej w rodzeństwie przepełnionym testosteronem. Z jednej strony oczko w głowie rodziców, bo dziewczynka, bo posłuszna, bo inteligentna, bo mądra; z drugiej obiekt terroru Charlesa, niejednokrotnie zamykana na dachu, a jednak w najgorszym momencie życia właśnie do niego się zwracająca. Ukończyła prywatną szkołę, a następnie, według życzenia rodziców złożyła dokumenty na Harvard. Ukończyła prawo cywilne, a potem... Potem okazało się, że jest taki jeden, któremu chce się z nią żenić, i że ona go kocha, więc wzięli ślub, urodziło im się dziecko. Zamieszkali w Nowym Orleanie, a ona, Claire, zajęła się zawodem, który mogła wykonywać w domu do czasu podrośnięcia dziecka: tłumaczeniem.
Wtedy też okazało się, że na niewiele zdały się wspaniałe studia i wykształcenie, a w życiu przydały się jej ukończone kursy językowe i certyfikaty, dzięki którym mogła podjąć pracę w prokuraturze jako tłumacz przysięgły. Bardzo dobrze mówi i pisze w języku niemieckim, francuskim i rosyjskim, gorzej radzi sobie z chińskim i włoskim, jednak na potrzeby zarobku stale się ich uczy, składając sobie, szefowi i wszystkim naokoło obietnicę, że <i>jutro</i> opanuje te języki perfekcyjnie. Gruszki na wierzbie są u niej jednym z częstych zjawisk.

Brak komentarzy: